rss wpisy: 17 komentarze: 13

Ignaś

Świat przewrócony do góry nogami, bo w końcu jesteś z Nami syneczku kochany:)
  • Utworzono: 2011-01-16

    Pół roczku minęło...

     

     14 stycznia minęło pół roku odkąd Nasz Ukochany Synek pojawił się na świecie...ależ to zleciało, sama nie wiem kiedy...Jeszcze całkiem niedawno siedział w maminym brzuszku i ani myslał wyjśc, a teraz- kawał chłopa z niego:P :)

    Uwielbiam patrzec jak się rozwija, jak uczy się rzeczy nowych, jak cieszy się z rzeczy "błahych"...

  • Utworzono: 2011-01-13

    Brawooooo!!!

    Muszę się pochwalic nowym osiągnięciem synka- bąbelinek nauczył się klaskac..hihi:) A jak się przy tym zaciesza- słodziak ukochany:) Bije brawo jak coś mu się baaaardzo podoba- głównie zabawki. Widac opłacało się robic jego łapkami "kosi kosi łapki...". Ależ cudownie patrzy się na rozwijające się w zawrotnym tempie maleństwo, które jeszcze tak niedawno siedziało w maminym brzusiu i za nic nie chciało go opuścic... czasem łezki szczęścia napływają mi do oczu...DZIECKO TO CUD NAD CUDY!!

    Jako, że znów musiałam nawiedzic cudną instytucję (UP) z samego rana, brak mi chęci na cokolwiek...i na co człowiek męczył się na studiach- było zawodówkę skończyc, nie byłoby problemu z pracą!! A tak...biedna człowieka siedzi w domu- i jak tu odkładac pieniądze na mieszkanie?!? nędza... cóż, przynajmniej Ignaś korzysta z tego, że mamusia siedzi w domu:)

  • Utworzono: 2011-01-10

    Nie lubię poniedziałków...

    a już w szczególności nie cierpię latac po urzędach od początku tygodnia...cóż, mus to mus- najzabawniejsze jest to, że człowiek wystoi się, wyczeka, a i tak każą mu przyjechac następnego dnia (jakby nie dało się pewnych spraw załatwic za pomocą neta- niech żyje XXI wiek:P)..

    Ignaś walczył dzisiaj z głównym daniem obiadowym, co w zasadzie jest dziwne, bo do tej pory jakoś nie stwierdziłam aby był przeciwny podawanym mu potrawom...wręcz przeciwnie- wpitraszał wszystko aż mu się uszy trzęsły:) Najwidoczniej szpinak nie jest w jego guście:D Aktualnie walczy z zabawką interaktywną, znaczy się stolikiem, znęcając się przy tym niemiłosiernie nad uszami swoich rodziców-. Jest przy tym bardzo zadowolony z siebie, no ale co się dziwic w końcu siedzi, dotyka, smakuje, kopie- czegóż więcej mu potrzeba?:)

  • Utworzono: 2011-01-08

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Nowy początek...

    Od ostatniego wpisu (wieki temu) duuuużo się wydarzyło, pokrótce napisze tylko, że w końcu zostałam magazynierem (znaczy się obroniłam pracę magisterską:P) zasilając tym samym grono bezrobotnych absolwentów uczelni wyższych...ehhh... mojemu ukochanemu syneczkowi wyszły dwa piękne ząbki, których nieomieszkał wypróbowac na moich rękach i oczywiście biuście (delikatna sugestia pomogła w zaprzestaniu kąsania części ciała produkującej pożywienie dla mego dziecka, ale paluszki mamy- taty zresztą też- nadal są ulubionym gryzakiem:P)

    Pierwsze święta i okres pomiędzy świętami a Nowym Rokiem spędziliśmy u moich rodziców, w związku z czym jadąc tam nasz wechikuł był załadowany prawie pod dach...cóż, nie sposób miec wszystkich potrzebnych, czasem wręcz niezbędnych akcesoriów w ilości podwójnej... Święta minęły w atmosferze rodzinnej (czasem tak głośnej, że pampuszek miał po dziurki w nosie towarzystwa, my zresztą też). Biorąc pod uwagę to, iż nadal (z czego jestem dumna!!) karmię piersią nie było mi dane wcinanie wszystkich potraw...ba, częśc dań była robiona specjalnie dla mnie np. uszka i pierogi (moje miały pieczarki zamiast grzybów)- musiałam trzymac w oddzielnym pojemniku, coby ktoś przez przypadek nie podmienił:P :) Sylwestra spędziłam niestety w łóżku, jako, ze na dwa dni przed końcem roku dopadło mnie kiepskie, wręcz grypowe samopoczucie, które okazało się zwiastowac ospę wietrzną ( z której zresztą nadal się leczę)...i tak się zastanawiam czy Ignaś ma/będzie miał w najbliższym czasie te jakże uroczą chorobę- jako, że może przebiegac u niego bezobjawowo (z tego co powiedziała pediatra)...

    A teraz cosik o moim smerfiku- przez ten czas syneczek nabył wiele nowych umiejętności i gdy patrzę tak na niego przypominając sobie początki ,nie mogę się nadziwic jak wiele pracy musiał w to włożyc... W tej chwili jest na etapie ciekawości otaczającego świata i nieustannych prób utrzymania się w pozycji siedzącej:) Uwielbia bawic się grzechotkami, wcinac gryzaki i swoje paluszki oraz turlac się, fruwac, kręcic, podskakiwac... Poza tym ma piekne oczęta i zabójczy uśmiech:) a i zapomniałam dodac, że uwielbia jeśc- nie tylko moje mleczko, ale również zupki, obiadki, deserki...w zasadzie wszystko, co dostanie od mamusi lub tatusia:)

  • Utworzono: 2010-07-24

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Kilka dni później...

    Czwartek 22.07.2010r. przyjechali goście- prababcia Ignasia i moi rodzice (dziadkowie:P). Bardzo ucieszyła mnie ich wizyta, bo jakby nie było Ignaś jest pierwszym wnukiem i prawnukiem w naszej rodzinie:)

    Mama zostaje do niedzieli, przynajmniej mi pomoże, poradzi jak będę miała w czymś problem...

    Dziś była u nas również położna (super babka)- na szczęście nie miała żadnych zastrzeżeń co do pielęgnacji Naszego Słonka. Spokojnie odpowiedziała na nasze pytania, rozwiała wątpliwości...Następna wizyta za tydzień.

    Upał czwartkowy był wprost nie do zniesienia, biedne moje dziecko marudziło- na szczęście babcia uspokoiła go na kolankach i choć troszkę pospał (ja zresztą też). Wieczorkiem wyszłyśmy z małym na spacer- był przeszczęśliwy i spał jak zabity:) Po powrocie naszym ze spacerku i tatusia z pracy przyszedł czas na drugą kąpiel i niestety znów płacz, krzyk...jak mi szkoda było Igusia:( Piątkowa kąpiel była już o niebo lepsza- po radach mamy (wielkie dzięki Mamo!!). No i oczywiście przez te upały u Igusia pojawiły się potówki- zobaczymy czy Oilatum lub krochmal dadzą sobie z nimi radę. Acha, no i wiem jeszcze, że Iguś nie toleruje pieluch pampersa (dostał uczulenia na pupie)- woli Huggisy:P

  • Utworzono: 2010-07-21

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Jesteśmy już w domku...

    W czwartej dobie udało nam się opuścić szpital. Mamusia i dzidziuś zdrowi, aczkolwiek strasznie umęczeni upałami i samym pobytem w szpitalu.

    W zasadzie wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że mały wieczorem dostał ataku kolki i przeraźliwie płakał- nic nie pomagało, ani noszenie na rękach, ani masowanie po brzuszku/ pleckach, ciepły okład na brzuszek...byliśmy z M załamani, bezsilni, przerażeni :( Po dwóch godzinach nieustającego płaczu zadzwoniłam na oddział do "pań noworodkowych" i na szczęście trafiłam na świetną nocną zmianę (WIELKIE DZIEKI dla tej cudownej kobiety!!). Zostałam poinstruowana co i jak mogę zrobić (podać ciepłą wodę do picia i sprowokować "bączki", w ostateczności ciepłą kąpiel). Na szczęście podziałało i mały w końcu zasnął (okazało się, że prawdopodobnie kolkę dostał przez to, iż ze stresu- zmiana miejsca- dużo zjadł i nie mógł tego przetrawić biedaczek).

    Kolejne noce minęły bez większych problemów, aczkolwiek kolki niestety jeszcze się pojawiają (głównie wieczorami)- teraz przynajmniej wiemy, jak możemy pomóc małemu Ignasiowi:)

    Muszę przyznać, że nie mogę się napatrzeć na to swoje dziecko- robi słodkie miny, wierci się, przewraca z boku na plecy i z pleców na bok...cudnie:)

    Acha, wspomnę może o gościach, którzy nas odwiedzili, coby nie zapomnieć:P

    Siostra M- miś z pozytywką; sąsiadka- komplet bodów z Kubusiem Puchatkiem; moja siostra z narzeczonym-  superaśne jeansy i koszulka z Myszką Mickey:)

  • Utworzono: 2010-07-21

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Nasze szczęście po drugiej stronie brzuszka...

    W związku z tym, iż tak dużo się dzieje, postanowiłam zacząć pisać bloga (by zapamiętać te ważne i mniej ważne chwile z życia świeżo upieczonej mamy).

    Ciąża- okres pełen wzlotów i upadków, ciągłej niepewności o zdrowie oczekiwanego szczęścia.

    Poród...hmmm...po 2,5 tyg. pobycie w szpitalu (rozpoczętym bardzo ładną akcją skurczową, zakończoną tylko 3cm rozwarcia; jedną próbą "wywołania" i codziennym wyrazem padającym z ust lekarzy na obchodzie: "czekamy"), gdy już wiadomo było, że 14.07.2010r. mały zawita na świecie (dołem albo górą jak to powiedział profesor :p)- poraz ostatni miałam zostać podłączona do kroplówki "wywołującej", jeśli nie pomogłaby to "ciach-ciach" i po sprawie- o 2giej w nocy zaczęły odchodzić mi wody płodowe, no i cóż, przewieźli mnie na porodówkę... Leżałam tam sobie jakiś czas podpięta pod ktg (jakieś tam skurcze zaczęły się ok.3ciej), po 5tej przenieśli mnie na salę do porodów rodzinnych, wpuszczając przy tym mojego M (biedaczek kilka godzin męczył się na masowaniu moich plecków). Skurcze, jak to skurcze- bolały jak jasna cholera, ale dla dobra sprawy trza było jakoś wytrwać :) (szczerze mówiąc, gdyby nie M- w połowie porodu kazałabym się pokroić). Najbardziej rozbrajające było to, że lekarz albo położna rzadko do nas zaglądali i pewnie dlatego poród tak długo trwał (przeszło 11 godzin). Nie pamiętam dokładnie o której godzinie, ale napatoczył się lekarz (jeden z lepszych pracujących w szpitalu, w którym rodziłam) i po zbadaniu mnie powiedział, a w zasadzie zapytał, czemu tu nikogo nie ma, przecież tu jest akcja porodowa? (pozostawiam to bez komentarza) no i zleciało się towarzystwo pomocowe...kilka/ kilkanaście (sama już nie pamiętam) parć, nacięcie krocza i główka (niestety dwukrotnie owinięta pępowiną) ukazała się na zewnątrz- lekarka szybciutko przecięła pępowinę, a drugi lekarz naciskając na mój brzuch wypchnął małego. Chwila grozy- mały siny, nie płacze (kolejne zabiegi pomocowe- oczyszczenie noska, poklepanie po pleckach i delikatny, aczkolwiek oczekiwany krzyk, w zasadzie kwilenie). Kiedy dali mi go na klatkę piersiową nie mogłam uwierzyć, że przed chwilką jeszcze był w brzuszku...Popłakałam się dopiero wtedy, gdy ujrzałam małego w objęciach tatusia- cudowny, niezapomniany widok i przeżycia, których nie da się opisać...

    Zapomniałabym o cyckowaniu- poraz pierwszy położna pomogła mi przystawić Ignasia ok. 1-2 godz. po porodzie (po zabiegach pielęgnacyjnych moich i małego) i całkiem nieźle poszło. Drugiego dnia bylo już gorzej, bo mały ani myślal złapać pierś, a do tego strasznie płakał przy próbach przystawiania. Wieczorem (inna położna, bardziej cierpliwa pomogła nam i) było już lepiej, ale niestety pokarmu w piersiach nie było zbyt dużo, więc początkowo musiałam dokarmiać butelką, którą w trzeciej dobie mały sam odrzucił (bardzo się cieszę z tego powodu). Cierpliwość i upór rzeczywiście popłacają:) I teraz cyckujemy sobie już całkiem nieźle- czasem tylko cosik Igusiowi nie pasuje, ale staram się wtedy zmieniać pozycję...oby tak dalej...

12
<img src="https://static.ebobas.pl/img/main/control_next.gif" class="img_paginator" alt="" />

Szczęśliwa żonka i mamusia:)
Kwiecień 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30          

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj