rss wpisy: 106 komentarze: 222

Mamy oko

Jestem mamą. I mam oko na różne sprawy - te związane z dziećmi, z rodziną, z tzw. polityką prorodzinną. Będę o nich pisać tak, jak je widzę. Ten blog to takie "mamy oko" ;)
  • Utworzono: 2012-08-24

    Zespół Downa: kontrowersje wokół testów

    Od 20 sierpnia w klinikach w Niemczech, Austrii, Linchensteinie i Szwajcarii ciężarne mogą, płacąc 1250 euro, wykonać test, wykrywający – już w 9 tygodniu ciąży – wadę genetyczną płodu, czyli zespół Downa . To przełom, bo testy są nieinwazyjne – wystarczy pobrać próbkę krwi matki i w laboratorium wyizolować DNA dziecka oraz sprawdzić chromosomy.

     

    O nowej metodzie diagnozowania zespołu Downa w życiu płodowym i kontrowersjach, jakie budzi napisała 23 sierpnia  „Gazeta Wyborcza” .

     

    Z punktu widzenia medycznego bez wątpienia teksty są rewolucją. Do tej pory diagnozowanie zespołu Downa było albo nie do końca wiarygodne (oznaczanie ilości białka PAPPA-A), obarczone sporym ryzykiem błędnego wyniku, albo wiarygodne, ale stosunkowo niebezpieczne dla płodu: statystycznie co setna amniopunkcja (pobieranie wód płodowych cienką igłą z jamy owodniowej) kończyła się poronieniem. Testy, jako metoda bezinwazyjna i dająca wiarygodny wynik, z punktu widzenia medycznej skuteczności diagnozowania problemu są więc bez wad. Ich atutem ma być również to, że można je przeprowadzać już w 9. tygodniu ciąży.

     

    Ponieważ w większości krajów europejskich do 12-14 tygodnia ciąży można ją legalnie przerwać na życzenie kobiety, nowa metoda w wielu środowiskach, nie tylko kościelnych, budzi ogromne kontrowersje. W jednym szeregu stanęli przedstawiciele organizacji i środowisk osób niepełnosprawnych, etycy, przedstawiciele wspólnot religijnych a także część lekarzy. Dlaczego? Przewidują, że choć teraz stosowanie testów jest możliwe wyłącznie u kobiet, u których stwierdzono podwyższone ryzyko urodzenia dziecka z wadą genetyczną, w niedługim czasie można sobie wyobrazić, że ta metoda stanie się rutyną. To zaś w krótkim czasie może doprowadzić do fizycznej eliminacji osób obarczonych wadami genetycznymi. Stąd już tylko krok to eugeniki – przekonania, że na świat powinni przychodzić wyłącznie „dobrze urodzeni”, które przyświecało nazistowskim naukowcom, poszukującym skutecznej metody sterylizacji ras uznanych za niższe wobec rasy aryjskiej.
     

    "Gazeta" cytuje wypowiedź niemieckiego pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych, który chce uznania testów za nielegalne: - Polowanie na chore dzieci się nasili. A rodzice, którym urodzi się taki potomek, zostaną poddani ostracyzmowi.

     

    Z jednej strony – postęp medycyny. Z drugiej – racje etyczne. Co (i kto) zwycięży?
     

  • Utworzono: 2012-07-27

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Antyszczepionkowcy nie wygrali

    Prezydent nie posłuchał apeli o odesłanie ustawy o zapobieganiu i zwalczaniu chorób zakaźnych do Trybunału Konstytucyjnego i nie podzielił obaw działaczy ruchów antyszczepionkowych, że ustawa ta wprowadzi w Polsce przymus szczepień. Podpisanie ustawy prawdopodobnie kończy zamieszanie w tej sprawie.

     

    Od kilku tygodni na forach ruchów antyszczepionkowych wrze. Wszystko za sprawą nowelizacji ustawy o zapobieganiu i zwalczaniu chorób zakaźnych. Mimo zapewnień przedstawicieli rządu, że nowelizacja ma charakter porządkujący a wprowadzane zmiany ani nie nakładają na obywateli nowych obowiązków w zakresie szczepień, ani też nie rozszerzają uprawnień instytucji odpowiedzialnych za profilaktykę chorób zakaźnych, oburzenie nie słabło. Główny powód to wprowadzenie do ustawy szerszej niż dotychczas obowiązująca definicji choroby zakaźnej. Antyszczepionkowcy uważają, że możliwe będzie teraz ogłaszanie epidemii pod byle pretekstem i wprowadzanie przymusu szczepień, zarówno dla dzieci jak i osób dorosłych. W dodatku cała polityka szczepionkowa ma – ich zdaniem – znaleźć się w rękach Sanepidu, a nie ministra zdrowia. Za wszystkim ma stać wpływowe lobby szczepionkowe.

     

    - Państwo musi mieć narzędzia do ochrony zdrowia publicznego – podkreślał podczas prac w Sejmie Główny inspektor Sanitarny Przemysław Biliński. Dodawał jednocześnie, że obowiązek szczepień nie oznacza ich przymusu. W tej chwili – w zakresie szczepień obowiązkowych, którymi objęte są przede wszystkim dzieci i młodzież – odsetek zaszczepionych wynosi 95-98 proc., co sytuuje nasz kraj w czołówce najlepiej zabezpieczonych przed chorobami zakaźnymi.

     

    Ale nie tylko przedstawiciele rządu bronili zapisów ustawy. O tym, że ma ona wyłącznie charakter formalny, przekonywali również posłowie opozycji, którzy zwykle nie rezygnują z możliwości wytknięcia rządowi złych decyzji. Przekonywali, że ustawa nikomu nie zabierze nawet prawa do możliwości odmówienia szczepienia. Również eksperci uważają, że trudno wyobrazić sobie sytuację, gdy osoba dorosła jest szczepiona wbrew swojej woli, choć – teoretycznie – już na podstawie dotychczas obowiązującego prawa, przed jego nowelizacją, było to możliwe, gdy w grę wchodziło bezpośrednie zagrożenie życia.

     

    Nowelizacja ustawy wprowadza natomiast obowiązek udzielania sanepidowi szczegółowych informacji przez osoby z podejrzeniem zakażenia. Będą one musiały np. podać miejsca, w których przebywały a także wskazać np. spożyte przez siebie potrawy czy osoby, z którymi się kontaktowały. Dane osób z podejrzeniem zakażenia będą podlegać ścisłej ochronie.
     

  • Utworzono: 2012-04-24

    Nie będą karać za unikanie szczepień?

    Posłowie i eksperci proponują, by z przepisów usunąć kary dla rodziców, którzy odmawiają szczepienia dziecka - donoszą dziś media. Jednak nawet jeśli z przepisów znikną sankcje, szczepienia nadal będą obowiązkowe.

     

    Skąd ten pomysł? Jest prawdą, że polskie przepisy są anachroniczne i pochodzą z poprzedniej epoki. To w PRL państwo stało na straży zdrowia małego obywatela, na rodziców nakładając obowiązek stawiania się - pod sankcją grzywny, albo innych kłopotów administracyjnych - w przychodni w wyznaczonych terminach szczepień. Jakiś czas temu rozmawiałam z naprawdę znanym immunologiem, który - oczywiście nie pod nazwiskiem - twierdził, że ta pozostałość PRL to błogosławieństwo dla zdrowia publicznego. Bo mimo iż mamy demokrację, rodzice nadal karnie stawiają się z dziećmi do szczepień. Dlatego Polska na tle innych krajów ma ciągle wysoki procent wyszczepionych dzieci. I np. nie dochodzi do fali zachorowań na odrę, z czym boryka się np. Wielka Brytania. Z drugiej jednak strony, przyznawał mój rozmówca, ta sytuacja nie może trwać w nieskończoność. Już w tej chwili rodzice mają prawo odmówić szczepienia lub negocjować z lekarzem rozłożenie szczepień w czasie. I korzystają z tego prawa.

     

    Być może sankcje zostaną wykreślone z prawa już niedługo, bo zarówno posłowie, eksperci jak i przedstawiciele Głównego Inspektoratu Sanitarnego są zgodni, że kary to przeżytek. Zamiast karać, trzeba promować szczepienia, rozmawiać z rodzicami na temat wątpliwości wokół szczepień, przedstawiać argumenty.

     

    Problem w tym, że spora - i rosnąca - grupa rodziców bardziej niż lekarzy wsłuchuje się w opinie przygodnych autorytetów, napotkanych zwykle w Internecie. Ruchy antyszczepionkowe również w Polsce przybierają na sile. Trzeba mieć nadzieję, że w tym starciu na argumenty przeważy dobro dziecka.

     

    Według danych GIS, w 2011 roku rodziców odmawiających szczepień swoich dzieci było 3 tysiące. Eksperci od dawna przestrzegają, że jeśli grupa dzieci niewyszczepionych przekroczy bezpieczny próg kilku procent, mogą nam grozić epidemie chorób zakaźnych, o których zdążyliśmy już zapomnieć.

  • Utworzono: 2012-01-13

    Co z tym ubezpieczeniem?

    Od początku roku w zasadzie nie ma dnia, w którym gazety i telewizje nie podawałyby informacji o tym, że komuś w aptece odmówiono realizacji recepty z refundacją, a od kogoś lekarz w przychodni zażądał dodatkowego dowodu ubezpieczenia.

     

    Co prawda, przepisy o refundacji leków mają być szybko zmienione (m.in. chodzi o to, by nie karać lekarzy za wypisanie recepty refundowanej pacjentowi, który jest nieubezpieczony), ale chaos zamiast się zmniejszać - raczej powiększa się z dnia na dzień. W ostatnich dniach aptekarze, niezadowoleni że z nich nie zdjęto groźby kar (finansowych), zapowiedzieli że nie będą wcale realizować recept z jakimikolwiek wadami.

     

    Po prostu, samo życie. Co więcej, część lekarzy zaczęła teraz drobiazgowo sprawdzać dowody ubezpieczenia (Gazeta Wyborcza opisała nawet przypadek, gdy jedna z lekarek zażądała od pacjentki mającej dowód opłacenia składki zdrowotnej, czyli tzw. druk RMUA, zaświadczenia z NFZ że składka rzeczywiście na konto wpłynęła).

     

    Przypominamy więc wszystkim rodzicom, że w myśl ustawy o świadczeniach zdrowotnych dzieci do 18. roku życia (a także kobiety w ciąży i matki w połogu) mają prawo do świadczeń zdrowotnych finansowanych z pieniędzy publicznych niezależnie od tego, czy mają ubezpieczenie zdrowotne, czy nie. To oznacza, że ani przychodnia ani szpital nie mają prawa odmówić leczenia w żadnym przypadku.

     

    Jeśli jednak w tym ogólnym zamieszaniu ktoś z was miałby problem z wyegzekwowaniem prawa do świadczeń zdrowotnych dla ciężarnej, matki w połogu lub dziecka - dajcie znać - najlepiej tu, na blogu mamy_oko. Zajmiemy się sprawą!

     

     

     

     

     

     

  • Utworzono: 2012-01-08

    Światełko do nieba - leeeeeć wysoko!

    Orkiestra będzie jeszcze grać ponad 2 godziny. Padnie rekord, nie padnie.... A czy to ważne? Kiedy 20 lat temu WOŚP zagrała po raz pierwszy nikt nie myślał o rekordach. Cieszyliśmy się - wszyscy, którzy kibicowali Owsiakowi, przeliczającemu zebrane pieniądze na liczbę maluchów, którym uda się uratować życie, że tak dużo jest.... pieniędzy, entuzjazmu, ludzi gotowych nie tylko wyjąć mniejszego lub większego grosza ale też chodzić w styczniową niedzielę i prosić innych, żeby otworzyli portfele.

     

    I te góry banknotów, jeszcze sprzed denominacji, które zliczali wolontariusze w studiu telewizyjnej "Dwójki". To było naprawdę duże przeżycie.

     

    Dwadzieścia lat później, to już pełen profesjonalizm. Samolot pożyczony przez lot, eskorta F-16. Ktoś powie - bajery, a nie dobroczynność. A ja mówię: dobroczynność z bajerem. Z uśmiechem, zabawą, z pompą. Z tą insulinową, i z tą polską, zawadiacką pompą, która niektórych drażni, a innych wprawia w zdumienie. Że też co roku to Światełko do nieba leci wyżej i wyżej. Orkiestry grają głośniej, a ci, którzy chcą pomagać a nie tylko kręcić nosem wpadają na coraz to nowe, szalone pomysły zbierania "dla dzieci".

     

    A mnie i tak najbardziej przekonują rodzice maluchów, którzy stają przed kamerą i mówią: - Gdyby nie sprzęt od Orkiestry, Wojtuś miałby 3 proc. szans na przeżycie. Wojtuś, Kuba, Amelka.... Ile dzieci śmieje się dziś, bo Owsiak zmobilizował prawdziwe pospolite ruszenie?

     

    Oby jak najwięcej dzieci dostało swoją szansę. Leć światełko, wysooooookoooo!

  • Utworzono: 2012-01-02

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Wszystkie dzieci mają prawo do refundacji!

    Dziś weszły w życie nowe zasady refundacji leków. I choć minister zdrowia zapewnia, że pacjenci w aptekach nie powinni mieć żadnych problemów z kupnem leków refundowanych, czyli takich za które częściowo płaci Narodowy Fundusz Zdrowia, zdarzają się miejsca, w których problemy są - bo lekarze odmawiają wypełniania nowych wzorów recept. To wiąże się bowiem z koniecznością sprawdzenia, czy pacjent jest ubezpieczony.

     

    Przypominamy więc, że kobiety w ciąży oraz w połogu oraz wszystkie dzieci aż do 18. roku życia mają taki sam dostęp do świadczeń medycznych finansowanych z pieniędzy publicznych jak osoby ubezpieczone. Mówiąc wprost: nawet, jeśli nie mają żadnego tytułu do ubezpieczenia zdrowotnego, i tak należą się im leki refundowane! Prawo to przysługuje osobom, które należą do dwóch wymienionych grup, mieszkają w Polsce i mają polskie obywatelstwo - wynika z art. 2 ust. 1 pkt 3 ustawy z 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (DzU z 2008 r., nr 164, poz. 1027).

     

    Przychodnie i apteki znają prawo, ale warto wiedzieć, na jaki przepis się powołać, by w tych dniach - gdy panuje tak duże zamieszanie wokół leków, nie musieć płacić za wykup przepisanych medykamentów znacznie więcej, niż powinniśmy.

  • Utworzono: 2011-10-24

    Co może tata?

    Są różni ojcowie, i są różne matki. Różne są wreszcie sytuacje życiowe, rodzice się rozstają, dziecko pozostaje - wspólne. Muszą o tym pamiętać oboje rodzice. Utarło się, że ci "gorsi", z gorszą pamięcią, ze skłonnością do zapominania o dziecku, o obowiązkach wobec niego, o tym że jest ono wspólne są właśnie ojcowie. I pewnie sporo jest takich negatywnych przykładów - nie płacą, nie interesują się, nie odwiedzają...

     

    Ale dziś nie o tym. W Gazecie Wyborczej przeczytałam tekst o ojcu, który chce się zobaczyć z dzieckiem. A gdy matka mu to uniemożliwia - przedstawiając w sądzie zaświadczenia, że dziecko choruje, chce dowiedzieć się, co jest jego dziecku. I w przychodni - finansowanej z publicznych pieniędzy - słyszy w rejestracji: "Jedynie matce można wydać dokumentację. Nie znam prawa, ale takie są zasady". Rzeczywiście, pracownik przychodni prawa nie zna. Bo ojciec ma prawo zapoznać się z dokumentacją medyczną dziecka - ma takie samo prawo, jak matka.

     

    Źle się dzieje, jeśli dziecko przestaje być podmiotem, osobą, a staje się kością niezgody - przedmiotem, rozgrywanym między rodzicami. Przedmiotem, który jedna strona zawłaszcza zapominając, że nie na tym polega bycie matką, bycie rodzicem.

     

    A wy co o tym sądzicie?

     

     

     

  • Utworzono: 2011-09-15

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Serial przedszkolny trwa

    Nowe zasady opłat za przedszkola nie przestają budzić emocji. Samorządowcy zaczynają się zastanawiać nad podjętymi niedawno uchwałami. Rada Warszawy ma w najbliższym czasie uchwalić nowe zasady opłat za przedszkola: szósta godzina gratis, zniżki dla rodzeństwa i jedna stawka (2,6 zł) za godzinę - zamiast skomplikowanego systemu dwóch stawek, w zależności od godzin.

     

    Opłatom w publicznych przedszkolach zaczął się przyglądać Urząd Ochrony Konkurtencji i Konsumenta - pisze o tym dzisiejsza "Rzeczpospolita" . Urząd bada, czy gminy nie nadużywają pozycji dominującej wobec konsumentów i podpowiada, że rodzice - niezadowoleni z zasad odpłatności za przedszkola - powinni skorzystać z możliwości zaskarżenia do sądu administracyjnego uchwały rady gminy wprowadzającej bezprawne ich zdaniem opłaty.

     

    Najważniejsze to mieć świadomość, że uchwała radnych gminy nie jest dana raz na zawsze. Jeśli są podstawy, można i trzeba walczyć o jej zmianę. Np. wówczas, gdy radni wprowadzają opłatę za godzinę w wysokości 6,5 zł, jak w Swarzędzu. Są granice absurdu, i warto o tym przypominać tym, którzy podejmują decyzje.

     

  • Utworzono: 2011-09-08

    Rodzić na wesoło?

    Coraz więcej oddziałów położniczych decyduje się na uśmierzanie bólu porodowego podtlenkiem azotu (tzw. gazem rozweselającym). Usługa jest dostępna m. in. w Bydgoszczy, Wrocławiu, Zielonej Górze, Wałbrzychu, Łomży lub Krynicy-Zdroju. W szpitalach są jednak kłopoty z dostępem do zwykłego znieczulenia – pisze o tym „Rynek Zdrowia”.

     

    Podtlenek azotu, znany od wielu lat jako tzw. gaz rozweselający, jest uznanym, bezpiecznym dla matki i płodu środkiem o działaniu zmniejszającym odczuwanie bólu, lęku i niepokoju, lekko euforyzującym i podnoszącym próg bólowy.

     

    Pacjentka samodzielnie steruje swoim „znieczuleniem” oddychając mieszaniną gazów przez indywidualną maskę i rozpoczynając inhalację przed nadchodzącym skurczem porodowym. Działanie gazu staje się odczuwalne po kilku wdechach i utrzymuje się przez kilka minut po zaprzestaniu podawania.

     

    Popularność gazu rozweselającego na porodówkach wzrosła w momencie, gdy pojawiły się problemy z refundacją przez NFZ znieczuleń przewodowych, a szpitale otrzymały reprymendę za pobieranie od pacjentek opłat za tę usługę. Podtlenek azotu jest zaś tani, w dodatku nie wymaga obecności przy porodzie anestezjologa. Szpital więc oszczędza. A rodząca?

     

    Większość szpitali nie podaje znieczulenia na żądanie, mimo że kobieta ma do niego prawo. Ministerstwo ma ponoć przygotować zasady postępowania medycznego i opracować model opieki nad rodzącą, która źle znosi ból porodowy… Póki co, trzeba chyba polegać na tzw. głupim jasiu. Co wy o tym sądzicie?

     

  • Utworzono: 2011-09-06

    Marysiu... Marysiu...

    Chwila przerwy na kawę, rzut oka na portal z informacjami. A tam wiadomość, że policja szuka 10-letniego Michała, chorego na autyzm. Na szczęście, zanim skończyłam kawę dopijać, pojawiła się kolejna wiadomość, że chłopca już odnaleziono. Już, czyli po kilkunastu godzinach od zaginięcia, bo Michał oddalił się z domu dziadków wczoraj ok. godziny 20.

     

    Może nie zwróciłabym uwagi na tę informację - w końcu wszystko się dobrze skończyło - gdyby nie przedziwny splot okoliczności. Właśnie wysłuchałam opowieści koleżanki z ostatniego, weekendowego spaceru w warszawskich Łazienkach.

     

    - Miałam ochotę walnąć się na ławkę (koleżanka uprawia z dużym zaangażowaniem Nordic Walking) i skorzystać z pięknego słonka. Ale zanim zdążyłam plan zrealizować, usłyszałam jak w pobliżu jakiś głos cicho nawołuje: - Marysiu... Marysiu... Marysiu - relacjonuje koleżanka. Rzut oka na okolice skąpanej w słońcu ławeczki pozwolił ustalić, że głos należy do kobiety po 50-tce, która z narastającym obłędem w oczach chodziła dookoła, nawołując Marysię.

     

    -  Domyśliłam się, że szuka dziecka. Ciśnienie mi się podniosło, bo ciche nawoływanie i kręcenie się po okolicy, w której nie widać dziecka jest raczej kiepską metodą na znalezienie zguby - wnuczki, jak się okazało. Kobieta przyznała się, że dosłownie na chwilę położyła się na ławce. Ta chwila musiała jednak trwać dość długo, bo gdy podchodziliśmy do naszej ławeczki, pani spała w najlepsze. Zaproponowałam, żeby poszła dalej szukać dziecka, a przede wszystkim - żeby zawiadomiła strażników parkowych - a ja poczekam na Marysię na ławce. W poszukiwania dziecka (od osób siedzących nieopodal dowiedziałam się, że dziecko ma pluszaka) zaangażował się też mój przyjaciel. Gdy już wydawało się, że babcia nie wróci z Marysią, pojawiły się obie w oddali. Zdziwiłam się, bo mała Marysia - z daleka - wyglądała na całkiem dużą dziewczynkę, siedmio, może nawet ośmioletnią. Takie dzieci raczej dają sobie radę z odnalezieniem opiekuna. Gdy podeszły bliżej... zobaczyłam, że Marysia ma Zespół Downa... Babci powiedziałam oględnie, że opiekując się dzieckiem nawet na chwilę  nie można zasnąć. Chciałam powiedzieć znacznie więcej...

     

    Tak się mi te obie sprawy, Michała i Marysi skojarzyły... Wiadomo, że dziadkowie kochają dzieci bardzo. Ale czasem - może zwłaszcza w przypadku dzieci nie w pełni sprawnych - nie do końca wiedzą, co znaczy opiekować się dzieckiem. A przecież każdy rodzic dziecka z autyzmem czy inną niepełnosprawnością intelektualną wie, że pociecha samodzielnie może nie odnaleźć drogi powrotu. Zaś dzieci w pełni zdrowe - cóż, z nich też oka spuścić nie można, bo nie mają najmniejszych problemów z oddaleniem się.

    Jeśli mamy szczęście, i nasze dziecko ma kochających dziadków - powierzajmy im opiekę nad nim. Ale wcześniej upewnijmy się, czy dziadkowie wiedzą, czego się podejmują...


Kwiecień 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30          

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj