Moje życie to jedna wielka niewiadoma.Dziś jest tak,jutro zmiana o 180 stopni.Jak każdy mam problemy,z którymi umiem sobie poradzić.Choć czasem jest bardzo ciężko,czasem popłaczę,wyżalę się.Ale są dni,że mogę góry przenosić,gdy widzę radość na oczach moich dzieci ,czy jak widzę,gdy bliscy pomogą wtedy ,gdy tej pomocy potrzebuje.Czasem sami wyczytają to z moich oczu,nie prosząc ich o to.
  • Utworzono: 2012-10-21

    Naucz mnie mamo

    Dzisiaj,przy okazji zdjecia do konkursu z książką przypomniałam sobie ,ze miałam napisać coś o nowej serii "Naucz mnie mamo".

    Otóż od jakiegoś czasu przerabiamy te książeczki i synek jest zachwycony.Kupuję mu co numer,z tym,ze zazwyczaj z około tygodniowym opóźnieniem...Ale jak jest smutny i mu pokazuję ją ,ze kupiłam,od razu na jego buźce pokazuje się uśmiech.

     

    A jak nie chce czegoś zrobić,to mu mówię,ze nie kupię książeczki.A on na to:

    -To już kup.Niunio już sprząta....

    I jest na niego sposób...

  • Utworzono: 2012-10-17

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Przedszkolak pełną parą...

    Mój przedszkolak zaczyna wreszcie opowiadać jak jest w przedszkolu...

    A ja -coraz więcej wiem...

     

    -Kacperku -pytam-co było dzisiaj w przedszkolu?

    -Adek ...-odpowiada ..(czyt.obiadek.)

    -A co było na obiadek ?

    -achewka...

    I za każdym razem na obiad była marchewka ,a obiad był pycha....

    No i wiem,ze ma kolegę,który wziął go za raczkę ,i się z nim bawi...

    No i najważniejsze.W przedszkolu jest AJNIE ! (czyt.fajnie)...

     

  • Utworzono: 2012-09-28

    Czyżby?

    Czyżby pomalutku mijał kryzys? Na czas przeziębienia Kacperek został w domu,ale tydzień temu już przejawiał pierwsze objawy kryzysu.W poniedziałek nie dał się ubrać mężowi i mąż uległ-zostało dziecko w domu.Byłam zła,bo wiem,że nie wolno ulegaćza każdym razem dziecku,ale gdy we wtorek wzięłam sprawy w swoje ręce i sama osobiście odprowadziłam go do przedszkola,sama miałam chwilę słabości i zastanawiałam się ,czy dobrze robię.Synek wił się,płakał,krzyczał,ze chce do domu.Jednak z bólem serca go zostawiłam,płakał jeszcze jakiś czas,ale potem się dowiedziałam,że po jakimś czasie uspokoił się i bawił z innymi dziećmi.Zjadł ładnie śniadanko,obiadek na które mówi "ycha". W środę znowu pojechał z płaczem,ale zostawił go,już nie uległ.Wczoraj już też było lepiej.A dziś podobno już nie płakał. Czy możliwe,by dziecko już zażegnało kryzys? Ma jeszcze jakieś tam opory,ale codziennie dostaje samochodziki i do przedszkola już chodzi chętniej.Może jeszcze to nie jest szczyt marzeń... Mam jednak cichą nadzieję,ze weekend go nie "zatrzyma" i w poniedziałek już nie będzie żadnego problemu.
  • Utworzono: 2012-09-23

    Mały kryzys plus choroba

    Wiem,że zaniedbuję bloga,wiem...Ale co zrobić,jak bywa ciężko u mnie ostatnio ze składaniem wyrazów w zdania i w pisaniu....A jak mam chęc,to czasu brak i tak w kółko.

    Praca wokół,cały czas coś się dzieje.Starsza młodzież już w gimnazjum,Łukasz rozpoczał ostatni rok gimnazjalnej nauki,Ewa-pierwszy.Jak anrazie zachwycona nową klasą,nowymi koleżankami,wychowawcą.Mam nadzieję,ze ta eforia jej pozostanie.

     

    Niestety nie obywa się u nas bez chorób.Przeziębienie dotknęło w szystkich po kolei,etapami.Najpierw Kacper,Łukasz,ja,trochę Ewa,teraz mąż.

    Kacper już tydzień temu w piątek poszedł do przedszkola podziębiony. W przedszkolu płakał,nie chciał się zabawić,i nie wiem czy ot wina choroby,czy nadszedł kryzys? Faktem było,że w poniedziałek pojechali,a tam nie chciał wejść an salę,płakać zaczął,to wrócilido domu.A ze trochę miał katarku to został w domu na te 4 dni.Niby nie kaszle,nie widać po nim choroby,poza lekkim katarkiem.W piatek więc poszedł znowu,tym razem córcia wzięła go ze sobą do autobusu,oddała pod opiekę wychowawczyni i poszedł bez problemu z kolegą trzymając się za rękę.Podobno do obiadu byłodobrze.ALe przez te dni powtarzał,zenie chce już do dzieci.Myślę,że nadszedł kryzys.Ale staram się z nim dużo rozmawiać o przedszkolu,tłumaczyć,ze tam dzieci czekają na niego,łacnzie z rysowaniem i podpisywaniem tych dzieci na kartce papieru.Nie wiem czy to pomaga,ale jak narazie jest w miarę.Nie wiem co bedzie jutro.Ale chcę go puścić,bo boję się,ze jak zbyt długo posiedzi w domu to potem bedzie gorzej.Nie chcemy problemu,gdyby M znalazł wreszcie  pracę ,żeby mały bez problemu do przedszkola  chodził,bo co wtedy z nim zrobimy? A pracy szuka intensywnie,dzwoni, jeździ,próbuje...

    I my próbujemy kryzys zażegnać i go aby nie zniechęcac....

  • Utworzono: 2012-09-07

    Pierwszy tydzień przedszkolny za nami...

    Tak oto minął pierwszy tydzień przedszkola.

    Pierwszego dnia ,w poniedziałek było krótko,z godzinkę.

    Ale już we wtorek zaprowadziłąm mojego przedszkolaka na 8, i pojechałam po niego przed 13.Oczywiście rano odprowadzając go do placówki jak każda matka miałam swoje obawy,ale byłam jednocześnie dobrych myśli.Bałam się,że jednak mimo moich tych dobrych myśli Kacper zacznie jednak płakać,jak będę odchodzić,że zacznie trzymać się moich spodni...

    Nie..nic z tych rzeczy.Pobiegł od razu do dzieci bawić się.

    W środę,czwartek i dzisiaj podobnie.

    Zero płaczu,zero pytań o mnie...W sumie bezproblemowo.I codziennie zostawiałm go na dłużej.Dzisiaj pojechałam po niegopo podwieczorku.Krzyknął tylko MAAAMA...przybiegł,i już byłam jego.

     

    Zapytałam oczywiście panią jak Kacper...W sumie ok,radzi sobie,je ładnie.. Zaczyna się słuchać,sprzątać zabawki...

     

    Jest dobrze.

    Od poniedziałku znowu do pracy,wozeniem zajmie się reszta rodziny.

     

    TAK WIĘĆ MAMY W DOMU PRZEDSZKOLAKA,który dzisiaj wrócił chyba bardzo zmęczony  bo...śpi :)

  • Utworzono: 2012-08-28

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Prawie przedszkolak...

    Dzisiaj będzie krótko i na temat.

    Zbliża się nowy rok szkolny.

    A także przedszkolny.

    A wiec jeszcze kilka dni i ...Kacperek stanie w progu przedszkola.

    Wyprawka gotowa (dzięki cioci Sylwii-chrzestnej niuńcia),plecak też jest...więc co,ruszamy?

     

    (pytanie tylko-da radę ? )

  • Utworzono: 2012-07-21

    Pomoc bliźniemu

            Ucząc się na lekcjach religii,czy też słuchając kazań w kościołach,a nawet sumienie zwykłe nakazuje ,by w razie potrzeby pomagać bliźniemu.I ja staram się tak robić,jeśli tylko mogę ,bo wiem,jak taka pomoc jest potrzebna,nieraz zostałam poratowana w krytycznych sytuacjach.

    Teraz też nie jest extra,ale jakoś leci.Że żyję na debecie,to inna sprawa,ale jakiś ten pieniądz jest co miesiac,jak trzeba to się pożyczy ,potem odda i się kręci.

    Gorzej mają ci ,co nie mają skąd się ratować.I na pewno są tacy którzy szczerze tej pomocy potrzebują.Zdarzają się jednak naciągacze,którzy wyciągają od przypadkowych ludzi kasę,a potem idą z tymi pieniędzmi na wódkę czy piwo ,a jedzenia do rąk nie wezmą,tylko liczy się dwa złote....Mając to na względzie boję się pomagać każdemu, kto mnie prosi o dwa złote na chleb.Bo skąd ja wiem co tak naprawdę chce za to kupić?może faktycznie chleb...ale tego nie wiem,póki nie zobaczę....( ba znam z opowieści historie,że kupi się takiemu człowiekowi hotdoga czy zapiekankę ,a on to po chwili wyrzuca do śmieci....)

         Do czego zmierzam? Wczoraj czekając na autobus widziałam na ławce zniszczonego pana,nie wiem ,ale był  bardzo wychudzony,chyba głodny....Siedział jakieś pół metra ode mnie.W pewnym momencie poprosił mnie o 2 zł na chleb.Odmówiłam mówiąc,że nie mam drobnych.Po kilku minutach ponowił prośbę.

    Siedząc i patrząc na niego nie wiedziałam co zrobić.W  międzyczasie przyszedł do niego jakiś znajomy,też  jakby głodny facet,coś o caritasie wspominali,przyniósł mu trochę czereśni...

    Zbliżał się czas przyjazdu autobusu,a ja miałam wyrzuty,jakiś mętlik w głowie.Wreszcie poszłam po rozum do głowy-jeśli faktycznie chce jeść,to weźmie kawałek bułki...A ja miałam w torbie jedną bułkę,która została mi ze śniadania w pracy.Wyciągnęłam ją czym prędzej i ... podarowałam temu panu.W torebeczce miałam jeszcze pół cytrynki.Też ją chciał. Oddałam mu.

    Pomyślałam sobie: jeśli faktycznie chce jeść (w sumie było po nim widać,ale niejeden pijaczek też tak wyglada i można się oszukać) to weźmie z chęcią. Ten wziął.

    Może i dałabym mu te 2 zł.Ale mając na względzie oszukańcze precedery różnych takich "meneli" jestem ostrożna.Tym bardziej,że ja też tych pieniedzy za bardzo nie mam,jestem przed wypłatą,a serek dzieciom bym kupiła,żyję oszczędnie....Wolałam dać mu więc konkretne jedzenie.Może to nie dużo-ale zawsze coś.

    Bułkę mogłam oddać.Cytrynkę też.Nie zbiedniałam.A być moze dobro powróci do mnie  w innej postaci i mi też jeszcze nieraz  ktoś pomoże? Jednocześnie wiem ,że dobrze zrobiłam.Bo wiem,ze nakazuje tak Biblia,ale i ludzki odruch..Ot tak,po prostu...Nie umiałam tego tak zostawić....

    A skąd ja wiem w jakiej ja bedę sytuacji za kilka lat? może bedę w gorszej sytuacji niż on? może bedę zależna od innych?

    Teraz się cieszę tym co mam,bo mam rodzinkę,wspaniałe dzieciaki,męża,pracę,dom...Praktycznie wszystko co trzeba do szczęścia....Ale może tak być,że zostanę sama ,zdana na innych ,na łasce i garnuszku dzieci,a może całkiem  obcych ludzi? Nie wiem....I nie wiem,czy inni też tak nie będą myśleć tak jak ja wczoraj....?

  • Utworzono: 2012-07-03

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Kacperunio,Koko: Zajęcia adaptacyjne w przedszkolu

    Pierwsze dni wakacji spędzam w przedszkolu.Od wczoraj do jutra jeżdżę z mamusią do przedszkola na zajęcia adaptacyjne na 2 godz. Narazie jest fajnie.Przyjeżdżają inne dzieci,które też pierwszy raz idą do przedszkola i razem się bawimy.Dziś rysowaliśmy z mamą rączki na kartce ,a pani przedszkolanka powiesiła je na tablicy. Narazie podoba mi się w przedszkolu.
  • Utworzono: 2012-06-30

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Pierwszy urlopowo-książkowy piknik

    Otóż oficjalnie zaczęłam już urlop! nie mogłam się doczekać go,brakowało mi go już jak świeżego powietrza do życia.

       Jeszcze ostatnie godziny w pracy,aby wyprowadzić na w miarę na bieżaco i po powrocie ogarnęłam dome,a potem...

    Czas spędzony z synusiem...

    Wspólny spacerek,jedzonko, a potem urządziliśmy sobie mini-piknik.Rozłożyłam kocyk na podwórzu,wzięliśmy książeczk i oboje w błogiej ciszy i spokoju byczyliśmy się czytając bajeczki.

    I tu muszę przedstawić serię ksiązeczek ,które przypadły nam do gustu.Znalazłam ją przypadkiem w sieci sklepów tesco.Były ( i są ) po 99gr.To seria bajek "BAJKA DLA MALUSZKA".Po zakupie pierwszej szt.zorientowałam się,że dwie już miałam w domu.Dlaczego dopiero teraz ją odkryłam?

    Kupiłam dwie czy trzy...Potem skserowałam  tył,na którym wymieniono wszystkie tytuły.I tak zaczęłam kupowac po jednej codziennie,czasem dwie,trzy,skreślać te co miałam...Aż zebrałam w tym tygodniu cały komplet....32 sztuki.

    Widzę,że Kacperek je lubi.Przynosi mi czasem po kilka,żeby mu czytać.Sam decyduje ,które akurat czytamy.Mając teraz całą serię,jest w czym przebierać...

    I tak urządziliśmy sobie dzisiaj we dwoje ,tak sami -piknik.Tyle ,ze zamiast jedzenia były książeczki.Piknik książeczkowy.

    W tle grała mi z telefonu muzyka,wspominałam stare czasy bo piosenki były z czasów mojego nastoletniego życia.

    Było mi błogo i wspaniale.Spędziliśmy tak godzinkę...I tego mi brakowało...po ostatnich wydarzeniach z tego tygodnia -ciszy i spokoju,poleżakowania na kocu,a przede wszytskim poświęcić czas dziecku,któremu widzę ,że brakuje mnie na codzień.

    Przed nami cały tydzień dla nas (tyle mam urlopu),i co ważneprzed nami zajęcia adaptacyjne w przedszkolu,zaczynają się od poniedziałku.

     

     

     

     

  • Utworzono: 2012-06-26

    Bezpieluchowie

    Witam w krainie o nazwie Bezpieluchowie.

    Otóż oświadczamy,wspólnie z naszym synkiem Kacperkiem ,ze od około dwóch tygodni zamieszkaliśmy w nowej krainie.Zwie się ona Bezpieluchowie.

     

    Jakiś czas temu zaczęliśmy się odpieluchowywać.

    Szło trochę ciężko,opornie,z wpadkami.Bywało różnie.

    Ale opanowaliśmy I etap i w ciągu dnia Kacperek przestał używać pieluch.Zaczęliśmy zakładać majteczki,które co jakiś czas pozostawały na długi czas suche,nie tzreba było zmieniać.Wreszcie w ciągu dnia nie tzreba było już nawet ich zmieniać,bo były suche.No,poza wpadkami z bombką.Wtedy trzeba,rzecz oczywista.I tak było od około kwietnia/maja.

     

    Pozostawała jeszcze sprawa nocek.Pieluszki zakładane na noc,i tylko na noc.W dzień byliśmy całkowicie bezpieluchowi.Rano po wstaniu synuś czuł już ciężar pieluszki,sam ściągał,przeszkadzała mu.Siadał na nocnik,załatwiał się jak należy z samego rana.Pieluszki bywały różnie-czasem pełne,czasemsuche,a z czasem -coraz częściej suche.To nastąpiło jakoś na początku czerwca.

       Od kilku dni zauważaliśmy,ze pielucha z nocy była ciągle sucha.I tak ponad tydzień ...W czerwcowy długi weekend ,w piątek zakupiłam paczkę pieluch.Chociaż zastanawiałam się czy jest sens...Ale tak na wszelki wypadek ...wzięłam.

    Tego samego dnia,8 czerwca ...pomógł przypadek.

    Kacper usnął około 17.I tak spał już długo ,a nie chcąc go już budzić,przeniosłam go tylko na jego łózeczka,tak jak spał,w ubraniu,i ..nie założyłam mu już pieluchy.

    Rano wstał-SUCHO!

    I tak kilka dni kolejnych-sucho!

    Od tamtej pory -KACPER ŚPI BEZ PIELUCHY.

    W dzień -majteczki (czasem trafi się mała bombka,ale siku woła ! sam sie rozbierze-przeważnie sam;sam usiadzie na nocnik...)

    W nocy-piżamka(albo majteczki jak goraco,duszno..)

    ALE CO WAŻNE -PIELUSZKI POŻEGNALIŚMY.

    A te co kupiłam? leżą,nieruszone.

    I czekają na sprzedaż..może ktoś będzie chciał je odkupić...?

     

     

     

     


Mama trójki dzieci-dwójki w wieku szkolnym,trzecie najmłodsze rozpieszczane przez wszystkich; Obecnie pracuję zawodowo po urlopie wychowawczym.
Kwiecień 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30          

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj